środa, marca 11, 2009

olej to!

Z taką pewną dozą nieśmiałości podchodzę do tego posta. Czuję się bowiem dwuznacznie. Z jednej strony radość, że mogłem uśmiechnąć moich kochanych czytelników poprzednim wpisem, z drugiej zaś strony, spoczywa na mnie ogromna odpowiedzialność, by trzymać poziom. Domyślam się, jak mogą się czuć debiutanci, którzy wydali swą książkę i teraz wszyscy z zapartym tchem oczekują, co wysmażą następnego lub innymi słowy - jak mocno powinie im się noga. 

Uff, nie zazdroszczę. Wszak nie każdy jest Masłowską, by dostawać ważną nagrodę od Gazety Wyborczej za dramatycznie słabszą drugą książkę. Dlatego teraz każda literka jest oglądana przeze mnie po dwakroć. Sprawdzana, dopasowywana, testowana - na szczęście nie na zawierzętach. Postanowiłem nie bawić się w młodego zdolnego debiutanta, bo ani ja młody, ani tym bardziej z jakimikolwiek aspiracjami. Ot, polecę Palikotem. Zrobię na tyle zamieszania, że wszyscy przestaną się zastanawiać czy udało mi się nie dać plamy. Czas na happening. Zainteresowani niech czekają na wiadomość. 

I jeszcze kilka słów komentarza do sobotnich wydarzeń, w których okazało się, że życie pisze nie gorsze scenariusze niż filmowcy. Skoro wszyscy w tym kraju jesteśmy Chrystusami, to co się dziwić Andrzejkowi Chyrze. Ten po imprezie w Kulturalnej wyglądał jak zdjęty z krzyża. Powód? Jak zawsze kobitki! Gdy jego całkiem niczego sobie była przyjaciółka przychodzi na imprezę z jegomościem przypominającym NIC, każdego mógłby trafić szlag. Ten, nie dość, że gówniarz, to jeszcze taki roznamiętniony siedział o dobre 47 cm od swej wybranki, wpatrzony w ścianę na przeciw i co kwadrans włączał się do dyskusji, wrzucając jakąś błyskotliwą konstatację w stylu: „Hehe, dobre!” Oj, piękna z nich para była. Jakby Cielecka z młodszym bratem na salony przyszła, by pokazać mu kilku zacnych redaktorów Lampy czy Dziennika. Jakoś się nie dziwię, że Andrzejkowi puściły nerwy w metrze. Wygląda na to, że definitywnie olał już Cielecką. 

4 komentarze:

  1. "Paw krolowej" to moja ulubiona ksiazka Maslowskiej i nie zgadzam sie, ze byla dramatycznie slabsza od "wojny..."

    OdpowiedzUsuń
  2. zajrzalem do niej kiedys w trafficu. Pol przeczytalem. a to znak, ze nie okazala sie na tyle wartosciowa, by zabrac ja do domu.

    OdpowiedzUsuń
  3. taaaa, pół. już to widzę. wojny też nie czytałeś. oj kolego...

    OdpowiedzUsuń
  4. kurde, jak bedziesz bodwazal moj autorytet, to juz nic nie napisze! a mam pikantne ploteczki do wrzucenia...

    OdpowiedzUsuń