czwartek, lutego 18, 2010

Nowe życie

Jest coś w tych Turkach. Oczywiście myślę o tych prawdziwych, z krwi i kości, a nie wymyślonych przez blogera na potrzeby konkretnego święta.

W podeszłym wieku trudno się zakochuje. A już zupełnie ciężko wykrzesać w sobie nową miłość literacką. A jednak zdarza się. Mnie się tak ostatnio stało. Kto tak namieszał? Orhan Pamuk mu dali na chrzcie.

Zaczęło się od „Stambułu”, a potem już poszło. Przeczytasz jedno, chcesz więcej i więcej. Tak jest z „Nowym życiem”. Książce o książce.

Wiele takich było w literaturze. Każda na swój sposób fascynująca. A to schulzowski motyw księgi tajemniczej, która odkrywa nowe światy przed młodym adeptem sztuki życia i czytania; „Cień wiatru”, ta wyśmiewana przez niektórych, a przez znakomitą większość krytyków chwalona powieść przygodowa. Uwodzi tajemniczością i bezpretensjonalną radością z czytania;„Nocny pociąg do Lizbony”, odzierający warstwa po warstwie, tajemniczą postać autora jednej ledwie książki; długo by tak wymieniać.

Książki o książkach są chyba najciekawsze. Potrfią ostro namieszać w życiu. Czasem nawet wywrócić do góry nogami. W „Nowym życiu” przeczytamy:
„Byłem skłonny uwierzyć, że cała moja przyszłość należy do mnie, lecz tak naprawdę to ja znalazłem się we władaniu książki. Ona nie tylko przeniknęła mnie, niczym jakaś tajemnica czy grzech, ale sprawiła, że wpadłem w dziwny stan, jak ze snu - oniemiałem.”

To jest też dobre:

„Czytając książki, zawsze podkreślam wybrane zdania. Panu radzę robić to samo.”

Oczywiście podkreśliłem sobie podwójnie!

Jakoś wyjątkowo ta książka mnie zafascynowała. Ale są też głosy odmienne. I niestety, bardzo bolesne dla mnie. Opinia panny M. mnie powaliła. Tego się po niej nie spodziewałem. To ja ją zawsze bronię na forum publicznym, a ona mi taką krecią robotę funduje!

„Czy może być prawdziwie wielkim pisarzem ktoś, kto karmi czytelników takimi frytkami z ketchupem jak "Nowe życie”, udając, że to jest autentyczna strawa duchowa? (...) I myślę sobie, że być może międzynarodowe sukcesy Pamuka wynikają właśnie z tego, że jest to pisarz szczególnie pasujący do dzisiejszej duchowości przeciętnego zachodniego konsumenta. Przedstawia świat baśniowo, czyli w formie archetypów - ale takich trochę rozmytych, nie przesadnie głębokich i wstrząsających. Przerysuję, mówiąc, że trąci mi to trochę twórczością Coelhów, Danów Brownów i innych specjalistów od marketingu, wykorzystujących dzisiejszą potrzebę szybkiej i taniej głębi - ale coś tu jest, niestety, na rzeczy.”

Cholera. Sam już nie wiem, czy Noblista wielkim pisarzem jest. W każdym razie pannie M. już dziękujemy. Niech ona zajmie się swoją cudowną karierą.

wtorek, lutego 09, 2010

Wojewódzki (ale urząd pracy)

Choć w jakimś sensie pierwsze skojarzenie trafne. Przecież za stolikiem siedzi trzech gniewnych i odpytuje wystraszone kandydatki. A jeden to nawet w okularach i z takimi nastroszonymi piórami, co to może rzeczywiście W. przypominiać. Dlatego jutro idzie do pani Ani, popracować nad imidżem. Najlepiej tak, żeby do W. być podobnym już tylko w co złośliwszym komentarzu. Oj, a jest co złośliwie komentować. Dziś sobie odpuściłem. Jutro znów, a napiszę jak było wczoraj.

Znaleźć sekretarkę do biura wcale nie tak łatwo. Myśleliśmy, że to pikuś. Już nawet nie Pan Pikuś, ale taki zwykły, mały. Nic z tego. Z ponad tysiąca odwiedzin ogłoszenia, kilkudziesięciu pecevałek wysłanych na nasze skrzynki, wybraliśmy około 15 niewiast. Wyglądały na kumate. Okazało się, że tylko wyglądały.

- Jakieś gazety biznesowe w tym kraju są?
- No pewnie jakieś są.
- Aha, jakieś tytuły. Np. tych codziennych.
- Yyyyy. Może Forbes. Ale to chyba nie jest za bardzo biznesowa.

- W zainteresowaniach pisze pani „kultura Wschodu”, co się kryje pod tym tajemniczym hasłem?
- No Rosją się interesuję i wschodem.
- A wie pani, co się dzieje teraz na Ukrainie?
- No nie bardzo, co?
- Wybory prezydenckie się odbywają.
- Aha, no ja ostatnio na tym nie bazuję i mi umknęło.

- O studiowała pani w Kanadzie?
- Tak.
- Może nam pani przetłumaczyć fragment korespondencji z Komisji Europejskiej?
- Yyyyy, nie bardzo rozumiem ten tekst.
- W jakiej części Kanady pani studiowała?
- W anglojęzycznej.

- Gazety codzienne w ręku się czasem pojawiają?
- Czasem.
- Jakie?
- No Wyborcza.
- A wie pani kto jest naczelnym tej gazety?
- Hmmmm, wypadło mi z głowy.
- Adam Michnik, kojarzy pani takie nazwisko?
- Kojarzę.

To tylko przykłady kilku rozmów. Mnie ujęła najbardziej pewna brunetka o nienagannej figurze i dającej się zauważyć już na pierwszy rzut oka urodzie.

- Zainteresowania: sport. Pod tym się kryje się wszystko i nic. Coś więcej?
- Wzywyż skakałam.
- Oooooooooooo! Ile i kiedy?
- W gimnazjum. Trzy metry.
- Ile??? Rekord świata mężczyzn wynosi 2.40! Chyba za pomocą tyczki te trzy metry.
- No tak.
- No to nie wzwyż, ale o tyczce skok.
- Racja.

No i książki czyta. Nie żeby od razu Llosa, Hrabal czy Woolf. Ale grunt, że coś tam w ręku zdarza się jej trzymać. Ostatnio książkę o miłości. Ale spokojnie, nie romans. Tylko taką instrukcję naukową miłości. Że to podobno działa jak narkotyk, że się człowiek uzależnia, a potem to już ciężko się z tego wygrzebać.

W ogóle to moja faworytka. Nie dość, że bystra, to jeszcze ładna. A i dopytać będę musiał potem jeszcze o tę miłość. Jak zrobić, żeby się pochopnie nie zakochiwać i jak się skutecznie odkochać. Bo może w tej książce też o tym było. Zawsze na przyszłość dobra wiedza. Będę na nią głosował.

I po tych przesłuchaniach jak z idola, jedna refleksja. Niewielu ma talent. Dlatego moi drodzy, spieszcie się kochać inteligentnych przyjaciół, tak szybko odchodzą.

środa, lutego 03, 2010

bez głowy

Wczoraj robiłem jakiś risercz i zagnało mnie na forum niepelnosprawni.pl. Dwa razy czytałem jeden z wpisów, zastanwiając się, czy oni sobie jaja robią ze mnie, czy z siebie.

„Teraz moje pytanko (czas na coś nieco trudniejszego):
Włóczyłem się nikomu nie wadząc, aż tu nagle on się zjawia i mnie uzdrawia. Byłem dobrze zarabiającym trędowatym, a stałem się bankrutem bez środków do życia.”

I tak to się bawią, przerzucając cytatami z filmów. Ale za to z dystansem do siebie. Ot, żywot. Briana.

wtorek, lutego 02, 2010

sama trójka

Marek Niedźwiecki wraca do Trójki. Niespodzianka. Sam przyznaje, że wraca mocno poobijany. Koledzy w nowej-starej pracy śmieją się, że poszedł na dwa lata do złotych beretów. Trudny to powrót, ale przynajmniej będzie u siebie. Wraca też Chajzer Czejarek do Jedynki.

Nie przypadkiem żegnałem się w roku ubiegłym po radiowemu. Też chciałbym wrócić. Skoro chłopaki wracają...

Ale to już będzie inny blog. Pisany nie dla jednej osoby. Teraz odbiorcą będzie everyman. Będą zapiski dotyczące; i tu chciałem napisać, że z... ale przecież książek nie czytam, tylko kupuję, na filmy do kina raczej nie chodzę, a gust muzyczny mam z dupy. A coś trzeba będzie pisać. Już się o Was zaczynam martwić.