poniedziałek, stycznia 26, 2009

a to ci Historia

Człowiek nawet nie wie z jakimi cudeńkami obcuje na codzień. M. jak zwykle zrobiła przegląd książek na moich półkach. Większość chyba skwitowła machnięciem ręki i komentarzem, że dobre dla gimnazjalistów, a nie starego chłopa. O dziwo uwagę przykuła „Historia miłości”. Niezwykłe o tyle, że sam tytuł każe uciekać tam gdzie L. Wiśniewski rośnie. Ale historia autorki Nicole Krauss i jej męża, także pisarza, zasiała ziarno niepokoju w mym płochym sercu. Skoro ściągnąłem ją z najwyższej półki po trzech latach od wydania, trzeba było do niej zajrzeć. No i ta złość. Dlaczego dopiero teraz! Niektórzy w książce odkryją powinowactwo z „Cieniem wiatru”, co bardziej wytrawni i wysublimowani znawcy literatury, od razu poznają borgesowską grę z czytelnikiem w labirynty. Książka o książce o miłości, to to, co czytać lubimy chyba najbardziej. 

Dowcipna: „Postanowiłem sprawić, by mnie pokochała, bez względu na koszty. Ale. Znałem już życie na tyle, by wiedzieć, że nie należy atakować od razu. Przez następne kilka tygodni obserwowałem każdy jej ruch. Cierpliwość zawsze była moją mocną stroną. Pewnego dnia przez całe cztery godziny ukrywałem się pod wychodkiem domu rabina, by sprawdzić, czy sławny cadyk, który przyjechał z Baranowicz, wypróżnia się jak każdy z nas. Odpowiedź brzmiała: tak. Przepełniony entuzjazmem z powodu odkrycia tego niewielkiego cudu, wyczołgałem się spod wychodka, wrzeszcząc „Tak” na całe gardlo. Kosztowało mnie to pięć razów w dłonie i godziny klęczenia na kolbach kukurydzy, aż kolana spłynęly krwią. Ale. Warto było. 
Uważałem siebie za szpiega badającego obcy świat: świat kobiet. Tłumacząc się koniecznością zdobycia dowodów, ukradłem ze sznura olbrzymie majtki pani Stanisławskiej. Siedząc w wychodku, wąchałem je do upojenia. Schowałem twarz w kroczu. Włożyłem je na głowę. Uniosłem je w górę, by powiewały na wietrze niczym flaga nowego narodu. Kiedy matka otworzyła drzwi, właśnie je przymierzałem. Mogłoby się w nie zmieścić trzech takich chłopców jak ja.
Jednym morderczym spojrzeniem - i poniżającą karą, którą była konieczność zwrócenia pani Stanisławskiej skradzionych majtek - matka zakończyła ogólną część moich badań.”

Czasem krawa: „Przypomniała sobie o nim [swoim nosie - przyp. mch]  ułamek sekundy później, kiedy zderzył się z nosem Litvinoffa, w chwili gdy jego usta dotknęły jej ust, i tak podczas swego pierwszego pocałunku zawarli też braterstwo krwi.”

Chwilami poruszająca: „Piłem wodę z kałuż. Jadłem śnieg. Wszystko, co wpadło mi w ręce. Czasami zakradałem się do kopców z kartoflami na obrzeżach wsi. Stanowiły dobrą kryjówkę, bo w zimie było tam trochę cieplej. Ale było pełno gryzoni. Tak, jadłem surowe szczury. Najwyraźniej bardzo chciałem żyć. A był tylko jeden powód: ona.”     

Mądra, zabawna, intrygująca, sprawnie napisana książka. Kurczę, czasem warto posłuchać kogoś mądrzejszego. A co zrobić, by przestać przegapiać takie okazje i czekać na takie emocje tyle lat? Coż, albo M. musi częściej przychodzić, albo ja więcej czytać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz