piątek, czerwca 26, 2009

syndrom Stendhala

To się wydarzyło naprawdę. Stendhal przyjechawszy do Florencji oniemiał na trzy dni. Z zachwytu. Uznano go za niespełna rozumu. W akcie desperacji wysłano do Mediolanu. Tam doszedł do siebie i odzyskał mowę. 

Ludzie będąc w stanie skrajnego wyczerpania, doznają czasem w podróży szoku kulturalnego. Potrafią cierpieć na zaburzenia psychiczne. We Florencji i Rzymie są kiliniki, które leczą te przedziwne schorzenia i współpracują z biurami podróży. Dziwne? Nie, gdy choć raz było się we Florencji lub Rzymie.

A Londyn? No, z tym miastem akurat mam problem. Podobnie jak z Glasgow, Dublinem czy z wyspami Aran. Niewątpliwie są to fascynujące miejsca. Piękne i pociągające. Historycznie uzasadnione domy z ceglanymi fasadami, puby niemal na każdym rogu, kultura kibicowania i otwartość na wszystkie strony świata - pozostałość po imperium. Tak, to wszystko akceptuję, podziwiam i lubię. Ale wciąż jest mi obce. 

Gdy wychodzę z lotniska, gdzieś na południu, to już pierwszy promień słońca, pierwsza palma i pierwsze oznaki bałaganu i beztroski, wypełniają mnie od środka. Potrzeba tylko chwili, by przez głowę przeleciała myśl: tak, jestem u siebie. Jakoś nie umiem racjonalnie tego wytłumaczyć. Kultura śródziemnomorza zawładnęła mną na wskroś. Te zapachy, smaki i kolory. Sprawiają radość i powodują natychmiastowy wzrost optymizmu.

A nad Londynem to ja jeszcze popracuję. Od środy.

2 komentarze:

  1. To owocnej pracy nad oswojeniem Londynu życzę. Co do zachwytu nad Florencją - musiał tam pojechać bardzo dawno, bo teraz to Florencji spod turystów nie widać...co innego Rzym...moje miasto...tam pobiegnę kiedyś maraton - jeśli nie umrę na maratonie warszawskim :-) A z tym wysiadaniemna lotnisku mam to samo i bałagan lubię i wino i oliwę...i kocham wzgórza pod Sieną i Asyż. Tam mogłabym żyć.

    OdpowiedzUsuń